Roo Ride – Session IPA
Roo Ride – Session IPA,
ocen: 4 |
Nazwa: | Roo Ride – Session IPA |
Browar: | AleBrowar, Browar Gościszewo |
Voltaż: | 3.1% |
Rodzaj: | Session India Pale Ale |
Opis producenta: | brak danych |
Sporządź recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Kolor złocisty, lekko zamglony. Piana początkowo obfita z drobnych i średnich pęcherzyków, opadła tworząc ślad na szkle.
Aromat średnio-intensywny: chmielowy przede wszystkim. Nuty cytrusów oraz tropikalnych owoców (ananas, marakuja, pomarańcza). Robi się nieco słodkawo, winnie wręcz. Czuć też bazę słodową.
W smaku lekko wodniste. Zbożowość i karmelkowość ginie pod natłokiem goryczki (cytrusowej i ..pieprzowej), zalegającej na języku, na szczęście na krótko. Wysycenie pomiędzy średnim a wysokim.
Jak na styl goryczką jest męcząca, ogólnie jednak – fajne piwo.
Mam odrobinę odmienne zdanie od szanownego kolegi Joozka, może nie jakoś drastycznie, ale moje doznania po spotkaniu z tym trunkiem należą do raczej przyjemnych (z małym mankamentem, ale o tym potem 😛 ). Zaczyna się zgodnie z opisem poprzednika od genialnej piany, wysokiej i stabilnej, która w miarę osadzania zostawiała solidny osad. Barwa jasnozłota, również napawająca optymizmem na bliższe spotkanie z płynem. No i od zapachu nasze zdanie się różni, żadnej kanalizy nie wyczułem, a wręcz przeciwnie, dużo soczystego grapefruita, który w miarę upływu czasu przechodził w lekki ferment, ale mimo wszystko zapach nadal pozostawał przyjemny w odczuciu. W smaku faktycznie nie ma rewelacji, jest dość intensywna i faktycznie trochę płaska gorycz, mi jednak nie przeszkadza ona w degustacji. Wracając do tego mankamentu… no cóż, chodzi o moc, jak dla mnie za mało 😉 . Inna sprawa, że słabo dobrałem porę na spożycie tego piwa, w upalny letni dzień ta mała ilość alkoholu na pewno byłaby zaletą, ale w dłuuugi zimowy wieczór niestety niekoniecznie. Nie chciałem jednak ryzykować utraty napitku, bo za tydzień data przydatności.
Solidna piana, barwa złocista, mętnawa. W zapachu oceniam lepiej niż Brat Józef, ponieważ doleciały do mnie nuty cytrusowe. Smak to już czysta goryczka, utrzymująca się długo na języku, nie przełamana niczym. Bez rewelacji ale też bez rozczarowania, przynajmniej dla mnie.
Czyżby schyłek?
Po degustacji aż sprawdziłem ostatnie solowe wypusty AleBrowaru, solowe gdyż w przypadku kooperacji piwo jest zazwyczaj tak dobre jak umiejętności lepszej załogi. Powodem było bolesne starcie z ostatnim z piw jednej z legend polskiego craftu. Po sprawdzeniu posmutniałem, okazało się bowiem, iż żadne z ostatnich piw Alebrowaru jakie piłem nie zrobiło na mnie wrażenia. To okazało się naprawdę bolesną porażką. A zaczęło nieźle od dobrej piany, która uszyła naprawdę piękną firankę na szkle. A potem nastały mrozy. Zapach piwa odepchnął od szkła. Było trochę kanalizy i drugie tyle czegoś nieciekawego. W smaku nie było lepiej. Najpierw dominowała piwo dość nieciekawa nuta, która szybko oddała polej tępej, dość nieprzyjemnej i zalegającej goryczy, która zdominowała piwo. Po spód szkła sytuacja się niestety nie zmieniła. Naprawdę wtopa z rodzaju konkretnych. Takie atrakcje w dzisiejszych czasach zdarzają się niestety nierzadko, niemniej zazwyczaj serwują je craftowe żółtodzioby. Po zawodniku tej wagi takiej wtopy trudno się było spodziewać. Duży minus dla legendarnej ekipy.