Pszeniczniak
Pszeniczniak,
ocen: 11 |
Nazwa: | Pszeniczniak |
Browar: | Browar Amber |
Voltaż: | 5.2% |
Rodzaj: | Pszeniczne |
Opis producenta: | Piwo pszeniczne, niefiltrowane, pasteryzowane. Skład: Woda, słód pszeniczny, słód jęczmienny, chmiel, drożdże. Ekstrakt 12,1 % wag. |
Wyskrob recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Oko: miodowocytrynowy mętny kolor, piana biała bardzo wysoka, gęsta i trwała.
Nos: Sporo banana i goździka, trochę brakuje nut od słodu pszenicznego.
Smak: Słabszy od zapachu. Nadal czuć banany i goździki. niestety brakuje nut orzeźwiających od pszenicy – kwaskowości itp. Z każdym łykiem o dziwo narasta goryczka. Jest przyjemna, ale w tym stylu nie o to chodzi. Smak do zaakceptowania, ale po zapachu spodziewać się można było dużo więcej. W marketach do dostania za 4 zł, więc źle nie jest.
Kolor słomkowy/złoty, lekko zmętniony. Pian jasna obfita głównie ze średnich pęcherzyków opadła z czasem do minimalnej warstwy.
Aromat bananowo-korzenny, orzeźwiający lekko. W smaku trochę słodko i zbożowo z wyraźną goryczką. Wysycenie wysokie do średniego. Pijalność średnia do wysokiej.
Dobre, poprawne piwo.
Spróbowałem Pszeniczniaka nie po raz pierwszy i znów się nie zawiodłem. Zapach tego piwka, po otwarciu butelki, jest taki jak trzeba i się wymaga, bananowo-cytrusowy bez żadnych udziwnień, świeży i lekki. Taki sam utrzymuje się po przelaniu do kufla. Piana gęsta, wręcz puszysta, no i towarzyszy nam podczas picia, nawet dosyć długo, co cieszy oko i łechta podniebienie. Mamy tutaj przyjemny żółty, zmętniony kolorek. W ogóle wiele rzeczy jest tutaj, tak jak trzeba – ktoś niżej pisał już o tym, a ja się tylko podpiszę, że piwo to idealnie nadaje się, ze względu na lekkość i pijalność, do ugaszenia pragnienia i również wielokrotnego spożycia. Gdzieś, i tu jest małe ale, w trakcie pojawił się jednak pewien metaliczny posmak, wyczuwalny najpierw w zapachu, a później w smaku, co popsuło ideał. No, ale jak wiemy na świecie ideałów, oprócz nas samych, nie ma 🙂 – cóż takie życie i trzeba się z tym pogodzić. Ogólnie w kategorii piw pszenicznych jest treść, smak, zapach, które to stawiają rzeczony trunek wysoko w hierarchii. Szlachcic, jak najbardziej zasłużony, a piwo nie wypada z kręgu mojego zainteresowania.
Klasyczne piwo pszeniczne, nie ma nic do zarzucenia jeżeli chodzi o styl. Piana w moim przypadku na początku obfita później zredukowała się do minimalnej warstwy, jasne mętne, brak mi tylko wyraźnych osadów drożdżowych na dnie butelki. W smaku napiszę to jeszcze raz klasyczny pszeniczniak.
Wyrazisty zapach i smak pszenicy, mętne jak wody Missisipi, piękna, obfita i długo utrzymująca się piana tak jak byś ubił białko z jajek. Więcej napisali moi poprzednicy więc nie ja nie będę tego powielać. Warto spróbować….
W ostatnich dniach przelałem całkiem sporą ilość tego trunku przez swoje gardło. Piwo za każdym razem witało mnie pokaźną i trwałą pianą. Zapach i kolor bardzo fajny jak na pszenice. Smak bardzo „pszeniczny”, wyraźny, przyjemny, ale goryczki to w tym piwie nie ma. Brakuje mi tylko jakiejś delikatnej nuty kwasowości.
Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle…
Prolog: Delegacja, Wejherowo, wieczór – trza się kopsnąć po coś do nocnego. Instynkt podpowiada – weź to co zawsze, a tu zonk… W sklepie nie mają dzisiaj akurat „Remusa”, więc pytam co tam innego lokalnego w lodówce „siedzi”. No i padło na trio z browaru Amber – że niby spod Gdańska i lokalny i wogóle. Potem powrót do hotelu, wejście na „Nachmielonych” i szok – jakbym k!@#a wiedział, że to w Łodzi można w LIDL’u dostać to pewnie bym poszedł do innego monopola po Remusa, ale stało się… Do siatki zawędrowało trio z Bielkówka – „Johannes”, „Złote Lwy” i „Pszeniczniak”. Ten ostatni tylko dlatego, że już trzeciego rodzaju jasnego nie było z Ambera – a mówię spróbuję, żeby nie było, że jestem uprzedzony do pszenicznego, chociaż wiedziałem, że sam się oszukuję…
Akcja właściwa: Posegregowałem sobie butelki po mocy, tylko zastanawiałem się, od którego końca zacząć i skoro na jednym ze skrajów było to pszeniczne to mówię sobie – weź jako pierwsze to rzetelnie ocenisz ile to warte. No i co mam powiedzieć – jak nie „przepadałem za wynalazkami” tak dalej mi nie pasują – nie gustuję w tego typu browarach i ocena może być tylko 5 – smakuje jak „sfermentowane jasne” 😀 Drugie miały być „Złote Lwy” ale otwierałem butelkę o butelkę jak p!@#a i się rozhermetyzował „Johannes”, więc go pierwszego „wziąłem na warsztat”, przeskakując kolejność – w końcu wygazowane na pewno będzie złe. Ale z gazem też mnie nie porwało – takie nijakie w smaku. Kurde, naprawdę nie wiem co napisać – ocena średnia, bo odrzucać nie odrzucało i porywać nie porywało. Recenzja może a’la „księciunio”, ale naprawdę nie ma czym się zachwycać, ani nie ma co mówić, że g!@#o. No to trzecie w kolejności zostały te „Złote Lwy” – w sumie najlepsze ze wszystkich wymienionych trzech, ale i tak „średniak” – podobnie jak w przypadku „Johannesa”.
Epilog: Dupy nie urwało – taniej i lepiej byłoby wziąć „dawkę standardową” Żywca… Wszystkie 3 po 5 punktów i tyle. Jutrzejszy wieczór też jeszcze tutaj, więc chyba jednak „Remus” 🙂
Dobra, napisze wprost – wizualnie to piwo to detronizacja czegokolwiek pszenicznego, co do tej pory miało okazję zagościć w moich kuflach/kieliszkach/pucharach/pokalach etc. Piana to po prostu mistrzostwo świata, gęsta, drobna i tak zbita, że mogłem dowolnie przechylać szklankę, a ta pozostawała niewzruszona. Mało tego nie musiałem się specjalnie wysilać by uzyskać taką euforię. Szczerze to nawet nie wiem czy zdążyłem wlać do szklanki 100ml. W barwie mamy natomiast coś na kształt Białego Pszenicznego z Namysłowa. Przejdźmy dalej. Nosowo mamy tu całkiem przyjemną nutę kwaskową oraz lekki cytrusik. Niestety kubki smakowe dostają już przysłowiowy patyk od kaszanki. Piwo jest, rzekłbym dość płaskie. Nie ma jakieś szczególnie wiodącej nuty. Czuć troszkę cytrusa, troszkę pszenicznej kwaskowatości oraz goryczkę, która nieśmiało wychyla się z dołu. Niemniej jednak wszystko to, w połączeniu z idealnym jak dla mnie w tym wypadku nagazowaniem sprawia, że trunek ten spożywa się lekko, łatwo i przyjemnie. Zakończę reckę w stylu Darka „Gdybaczka” Szpakowskiego – Gdyby nie ta płaskość, była by dycha po całości.
Na bogato, na wytrawnie i z goryczką
Jest jedna rzecz której temu trunkowi bezwzględnie zarzucić nie można, mianowicie, iż kojarzy się z biedą czy malizną. Zaczęło się bowiem od widoku dużej i długo utrzymującej się piany po wlaniu piwa do kufla. Zapach trunku swą intensywnością aż zakręcił w nosie. Czuć było, że bezpłciowe siuśki to nie w tym przypadku. No i czuć było bezwzględnie zapach piwa pszenicznego, choć zdecydowanie bardziej wytrawnego a mniej kwaskowego niż ma to miejsce zazwyczaj. Smak tylko potwierdził to czego się spodziewałem. Trunek ów to bardzo intensywna pszenica której posmak zostaje w ustach. Jest ona dużo bardziej wytrawna i legitymuje się dużo większym goryczkowym posmakiem, który nawiasem pisząc uwielbiam, niż większość propozycji z tej półki. Po prostu wykręca nozdrza i kubki smakowe. Jako człowiek który dużo wyżej ceni trunki jakieś od bezpłciowych zapisuje tą propozycję browaru Amber po stronie plusów, pomimo, iż piwa pszeniczne nie należą specjalnie do mojej bajki. Dla miłośników wytrawnych piwnych propozycji, legitymujących się ponadprzeciętną goryczką, propozycja do polecenia. Poza tym, przez swoje właściwości, idealna na ciepłe czy upalne dni. Odpowiednio schłodzona świetnie gasi pragnienie. Sprawdzone empirycznie.