Lost Weekend
Lost Weekend,
ocen: 6 |
Nazwa: | Lost Weekend |
Browar: | Browar Raduga, Browar Zodiak |
Voltaż: | 6.5% |
Rodzaj: | Rye India Black Ale |
Opis producenta: | brak danych |
Gruchnij recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
ocen: 6 |
Nazwa: | Lost Weekend |
Browar: | Browar Raduga, Browar Zodiak |
Voltaż: | 6.5% |
Rodzaj: | Rye India Black Ale |
Opis producenta: | brak danych |
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Wygląd: Ciemnobrunatne, prawie czarne, nieprzejrzyste. Piana drobno pęcherzykowa w beżowym kolorze, niezbyt trwała.
Aromat: Głownie nuty żywiczne, iglaki z mocno wyczuwalnymi owocami cytrusowymi. W tle palone słody i odrobina kawy. Po ogrzaniu nieco słodkawej nuty owoców tropikalnych.
Smak: Początek żywiczny i świeży, wyraźnie czuć amerykański chmiel, potem paloność, kawa, prażony słonecznik, skórka chlebowa. Po ogrzaniu nieco bardziej słodko, wychodzi lekka nuta czekolady. Finisz goryczkowy, zdecydowany z odrobiną paloności.
Ogólne wrażenie: Naprawdę dobre. Zdecydowane w aromacie i bogate w smaku. Mocny akcent żywiczny przyjemnie łączy się z palonymi słodami. Całość bardzo pijalna i wręcz lekka jak na tak wysoka goryczkę deklarowaną na etykiecie.
Piwo w stylu Rye India Black Ale – 6,5 procent alkoholu, a ma aż 70 IBU nachmielenia.
Ciemne, dosłownie czarne. Piana bardzo gęsta, bezowa. W nos uderzają dwie nuty – cytrusy i leśny. To „sztandar” chmieli amerykańskich. Tak jakby człowiek znalazł się w lesie i w pobliżu drzew cytrusowych pod którymi leżą owoce, z których wycieka sok. Aromat jest bardzo intensywny! Smak również bardzo wysoki poziom. Goryczka wysoka, ale nie przytłaczająca innych subtelnych doznań na kubkach smakowych – lekki karmel, a pod koniec lekki posmak gorzkiej czekolady. goryczka bardzo intensywna, ale nie nachalna i szybko znika, pozostawiając za sobą gorzką czekoladę, wręcz jakby przechodzi w kakao gorzkie.
Piłem to piwo z butelki – pierwsze zapachy po otwarciu to zdecydowany atak cytrusów, którym przewodził grejpfrut; dopiero chwilkę później i mocno w tle pojawił się karmel i jakieś przebłyski żytnie. Po przelaniu do pokala w zapachu dochodzi jeszcze czekolada i reklamowane na etykiecie [Z przodu mamy ciekawy i tajemniczy obrazek gangstera z flaszką. Nie wiem, ale mało odpowiada on fabule filmu (alkoholik scenarzysta, który walczy przez weekend o trzeźwość), z której nazwę wzięło piwo. Chyba, że ma to być tylko motyw zachęcający, by po piwo sięgnąć, jak to miało miejsce w moim przypadku] nuty leśne i żywiczne. Piany nie wspominam bo niewiele jej się pokazało i praktycznie w ociupeńkiej ilości została gdzieś na obrzeżu i ściankach. Smak atakuje goryczką co się zowie, ale nie tępą, tylko taką gdzie mamy wszystkie składowe podane w odpowiedniej ilości i proporcji, która cieszy człowieka, a oto przecież chodzi. To co gdzieś tam mi przynajmniej przeszkadzało, to wspomniany już niżej kwaskowaty posmak – taki kojarzący się ze źle przepaloną kawą. Ogólnie doświadczenie ciekawe, a że to pierwsza przygoda z Radugą (którą pamiętam bo może gdzieś, kiedyś były inne nieświadome) i od razu udana, ufam że to dobry wstęp do kolejnych ciekawych doświadczeń z tym browarem. Potwierdzam poprzednie pozytywne wypowiedzi własnymi słowami i piwo polecam, wszystko zaś podkreślam tytułem Szlachcica.
Jutro wesele, więc jest duże prawdopodobieństwo, że ten weekend będzie „Lost”. No cóż, dzisiaj trzeba się zaszczepić, a jak się szczepić to tylko niezawodnymi szczepionkami z najlepszych firm farmaceutycznych. Pozycji Radugi już kilka mi się trafiło i większość zdecydowanie na plus, więc i tutaj większych obaw nie miałem, pomimo tego żyta, za którym generalnie nie przepadam. Piwo czarne z niewysoką pianą, nie towarzyszącą jednak zbyt długo. W zapachu czuć głównie mrok, dużo kawy i palonki, umiarkowany polot czekoladowy i słodkich owoców leśnych, żyta nie czuję (i w sumie dobrze 😀 ). W smaku już jest delikatny kwaskowy posmak, ale i tak jest zdominowany przez solidną gorycz kawowo-czekoladową. Owoce jakoś tam się przebijają, raz mocniej, raz słabiej, ale są zdecydowanie wyczuwalne. Bardzo fajna smakowa jazda. Po raz kolejny solidne brawa dla tego browaru.
Czwarte piwo z kontraktowego browaru Raduga, którego tytuły nawiązują do filmów. Lost Weekend to amerykański dramat z 1945 r. nagrodzony czterema Oscarami.
Piwo uwarzono w stylu Rye India Black Ale, gdzie obok słodów jęczmiennego, karmelowego zapodano jeszcze żytni i pszeniczny. Do tego sypnięto całą szufle amerykańskich chmieli.
Barwa brązu, przechodzącego w czarny, mocno zmętniona. Piana beżowa z drobnymi i średnimi pęcherzami, dziurawiącymi przy opadaniu.
Aromat typowy dla stylu, dość intensywna goryczka w nucie cytrusów, owoców leśnych i kawy. W smaku podobnie. Żyto wygładza piwo, nadając jej aksamitność, treściwość. Lekka słodycz karmelowa miesza się z nutami kawowymi. Na tym wszystkim dominuje goryczka żywiczna, niezalegająca, ale utrzymująca się na podniebieniu i języku z każdym, kolejnym łykiem. Niezbyt duże wysycenie pasuje, choć mogło być trochę wyższe. Wówczas piwo byłoby idealne. Z drugiej strony wysycenie poprawia pijalność, a pamiętać trzeba, że piwo ma 6,5 volta.
IPA co się zowie
Bezwzględnie była to jedna z oryginalniejszych black IPA jakie piłem. Oryginalność polegała głównie na tym, iż prawie wcale nie wyczułem w niej ciemnych słodów. Zaczęła od świetnej piany i genialnej cytrusowej woni. W smaku rządziła treściwa, konkretna i fajnie aromatyczna IPA w której kontra ciemnych słodów była ledwo wyczuwalna. IPA której każdy łyk kończył się fajną goryczą. Piwo wypiłem z nieskrywaną przyjemnością i zapisuje je po stronie konkretnych plusów. Do ochoczej powtórki kiedyś.