Kustosz Jasne
Kustosz Jasne,

ocen: 2 |
Nazwa: | Kustosz Jasne |
Browar: | Grupa Van Pur |
Voltaż: | 6% |
Rodzaj: | Jasne |
Opis producenta: | brak danych |
Puknij recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
ocen: 2 |
Nazwa: | Kustosz Jasne |
Browar: | Grupa Van Pur |
Voltaż: | 6% |
Rodzaj: | Jasne |
Opis producenta: | brak danych |
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Wygląd: Kolor jasno złocisty, do tego idealna klarowność. Piana czysto biała, średnio pęcherzykowata i bardzo obfita na początku. Dość szybko opada strzępiąc się brzydko, oblepia przy tym szkło.
Aromat: Początek słodowy, pospolity, z wyczuwalnym białym chlebem i lekko chmielową wonią. W tle żelazo, mokry karton i alkohol. Po ogrzaniu czuć nieznacznie gotowane warzywa, głównie marchew.
Smak: Na pierwszy ogień idzie typowo lagerowy smak słodu z lekkim posmakiem miąższu białego chleba. Dalej pojawia się chmielowa ziołowość i zdecydowany posmak mokrej tektury. Na finiszu tępa i nijaka goryczka, do tego lekki posmak gumy balonowej, który znika w miarę ogrzewania. Alkohol podbija goryczkę i nadaje zakończeniu rozgrzewające wrażenie.
Ogólne wrażenie: Trunek jest pospolity w smaku i po prostu kiepski. Zaczyna się od mało przyjemnego zapachu i kończy na smaku z tekturowym akcentem. Jedynym pozytywnym aspektem jest cena 5,99 za 4-pak. No i może te 6% alkoholu, bo walorów smakowych tutaj nie ma. Zdecydowanie jednorazowy zakup.
Bieda, biedę pogania i tylko alkoholu szkoda. Tak pokrótce można streścić tę wątpliwej przyjemności przygodę. Otrzymujemy tu koncerniaka z najniższej możliwej półki. Trunek jest nagazowane czy też przegazowane; co z tego, że pojawia się piana, skoro zaraz znika, a to co się pokazuje można by ewentualnie nazwać rachitycznym. W zapachu rządzi metal, odrobina lagerowych słodów, a do tego diacetyl – głównie w kierunku maślanym. W smaku mamy takie dziwne słodkawe rejony, które mnie na początku wręcz zemdliły. No ale człowiek się pozbierał, by choćby te procenty przyjąć, jak już nic innego nie szło. W połowie konsumpcji słodkawe posmaki jakby się łagodzą bo na scenę wkracza odrobina goryczy – co stanowi pewne zaskoczenie, ale jak się dalej w nią wgłębiałem to bardziej to było sztuczne, chemiczne niż rzeczywiście chmielowe. Ogólnie to nazwałbym ten napój (piwo zarezerwuję dla godnych tego miana trunków) „killerem wątrobowym” – taką też dostanie ostatecznie ocenę, tylko ze względu na pasujące odniesienie. Nie wiem czy w najbliższej przyszłości sięgnę po cokolwiek innego z tej serii, raczej ominę z daleka.