Forbidden Planet
Forbidden Planet,
ocen: 3 |
Nazwa: | Forbidden Planet |
Browar: | Browar Raduga, Browar Zodiak |
Voltaż: | 8.4% |
Rodzaj: | Imperial India Pale Ale |
Opis producenta: | Składniki: woda, słód jęczmienny, słód pszeniczny, słód żytni, chmiele: Zeus, Cascade, Mosaic, Simcoe, Centennial, Magnum, drożdże US-05. 20°Blg. Alkohol: 8,4% obj. Goryczka: 115 IBU. Niefiltrowane, pasteryzowane. Forbidden Planet to potężna imperialna IPA o wytrawnym charakterze podkreślonym dodatkiem słodu żytniego. Bezkompromisowo nachmielona na goryczkę i aromat. |
Uskutecznij recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
No przyznam szczerze, że czytając wcześniej recenzje poprzedników, byłem niezmiernie rad, że to piwo leżakuje sobie spokojnie w mojej niedużej, ale wypełnionej po brzegi spiżarni. Zastanawiałem się tylko, kiedy najdzie mnie na nie nieodparta chcica. Nadeszła dzisiaj, no cóż poradzić… walczyć z wiatrakami nie będę 😛 . Nie mogłem się powstrzymać i przyłożyłem kinola do ujścia szyjki od razu po odkapslowaniu, tu uderzyła głównie słodycz tropikalnego owocu, karmel i trochę alkoholu. Po przelaniu, piana faktycznie nie wybija jakaś specjalna i dość szybko się zwija, pewnie to kwestia tego niskiego wysycenia, o którym rzecze Brodzisław. Barwa złota, ale raczej z tych ciemniejszych, podchodząca już odrobinę pod bursztyn. Ze szkła polot alkoholu już jest trochę intensywniejszy niż z butelki, ale pierwsze skrzypce nadal gra tu owoc typu mango, marakuja lub coś w tym stylu. W smaku od początku daje o sobie znać to wysokie IBU w postaci, po części chmielu, po części alkoholu, oraz faktycznie można doszukać się nuty tytoniowej. Po przełknięciu zachodzi reakcja dwustronna, z jednej strony przyjemne grzanie w przełyku i żołądku, a z drugiej na języku osadza się przyjemny posmak mieszanki owocowej typu tropikalna multiwitamina, od kwaśnej cytryny, przez goryczkowego grapefruita, po słodką marakuję. No naprawdę rewelacja, powielam ocenę poprzedników. Jak natraficie na ten okaz, to brać tyle ile stoi na półce 😀 .
Kolor czystego złota. Piana jasna, niezbyt obfita, opadła do minimalnej warstwy nie pozostawiając śladu na szkle.
Aromat intensywny. Z butelki głównie chmiele amerykańskie zmieszane ze słodami. Po przelaniu do szkła jest sporo cięższych nut typu żywica, nawet trawiasty i herbaciany, a także cytrusów, także karmelowość, wchodząca w landrynki i …alkohol.
W smaku piwo jest …ciężkie. Potężna podbudowa słodowa ze zbożem (żytem) i karmelem stanowi bazę dla goryczki chmielowej. Ta jest intensywna w tonacji grejpfrutowej, żywicznej i herbacianej i trochę tytoniowej. Chmiele w smaku są wyraźne ale nie zalegają jakoś specjalnie na języku i podniebieniu. Za to alkohol jest wyczuwalny w postaci szczypania i rozgrzewania i na języku i w przełyku oraz w żołądku. Pijalność jak na mega ekstrakt – wysoka, poprawia je niskie stosunkowo wysycenie.
Naprawdę, to jest potężna IPA z wielowymiarowym doznaniem aromatyczno-smakowym.
Bez kompromisów i ściemy
Kontretykieta reklamowała bezkompromisowe nachmielenie i imponujące IBU i trzeba napisać, że nie były to czcze przechwałki. Piwo zaczęło od lichej piany i naprawdę intensywnej i zachęcającej woni. Rządziły w niej oczywiście cytrusy a na czoło wybijało się mango. W smaku piwo najzwyczajniej w świecie wytarło człowiekiem podłogę. Najpierw uderzało wspaniałym i bardzo intensywnym cytrusowym aromatem w którym tym razem rządził grejpfrut. Następnie nadchodził cios cytrusowej w charakterze goryczki której wartość 115 IBU naprawdę było czuć. Pomruk zachwytu towarzyszył konsumpcji tego piwa już od pierwszego łyka. Trunek wypity był na specjalną okazję i został wybrany nieprzypadkowo na odcinku stylu i browaru który go uwarzył, i po ocenie widać czy spełnił pokładane w nim nadzieje. Naprawdę polecam każdemu z czystym sumieniem.