Ciechan Porter 22
Ciechan Porter 22,
ocen: 7 |
Nazwa: | Ciechan Porter 22 |
Browar: | Browar Ciechan |
Voltaż: | 9% |
Rodzaj: | Porter |
Opis producenta: | Alk. 9,0% obj. Ekst. 22,0% wag. Skład: woda, słód jęczmienny, karmelowy, monachijski, barwiący, chmiel. Pasteryzowane. To może być najlepszy porter jaki piłeś w życiu. Ciemny mocny, klarowny z kremową pianką, która pozostaje do końca. Tak doskonały, że nie potrzebuje ulepszeń. |
Wklep recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Termin do 27.09.2017 r.
Oko: niemal czarne, piana beżowa, drobna ale niska, dość trwała.
Nos: dość intensywne porterowe nuty (skórka pieczonego chleba), plus lekkie utlenienie w kierunku sherry.
Smak: gęste, treściwe, trochę słodyczy od słodów ale generalnie wytrawne, lekko kwaskowe w finiszu oraz nuty winne. Alkoholu zero. Czas wpłynął pozytywnie, ułożyło się, przyjemnie utleniło.
Piję w wersji nie leżakowanej, natknąłem się dość niedawno na ten trunek, może ok. tygodnia lub dwóch z zamiarem potrzymania go trochę, ale ta panująca jesienna aura sprawiła, że nabrałem ochotę na jakiegoś solidnego ciemniaka, no i padło na niego. Barwa jest czarna, nieprzejrzysta. Konsystencja dość rzadka, jak na ten gatunek, spotykałem portery dużo bardziej zagęszczone, oleiste nawet. Piana niestety nie pojawia się zbyt okazała, może na centymetr i zwija się szybko do zera. Podoba mi się za to jej barwa, jest ciemno beżowa, wpadająca w brąz i naprawdę szkoda, że nie mogłem się nią nacieszyć dłużej. Zapach uraczył mnie intensywną czarną kawą i gorzką czekoladą na wstępie, może odrobinę orzechem włoskim i palonym słodem w środku i gdzieś tam w oddali lekkim aromatem alkoholowo-likierowym. W smaku jest spora palona gorycz słodów i kawy, która z czasem przechodzi w gorzką czekoladę i likier orzechowy. W dali da się wyczuć bardzo subtelny wytrawny i kwaskowy posmak, który jednak całkowicie nie przeszkadza w degustacji. Alkohol jest tu naprawdę dobrze przykryty, świetnie się to pije i bardzo fajnie odczuwa w umyśle w dość szybkim czasie 😉 . Jak dla mnie Wyborniak na 100%.
Moc wrażeń. Zapach to dla mnie połączenie gorzkiej czekolady i śliwki. Czuć też moc. Im dalej w las tym więcej drzew, dochodzi więc w smaku kawa, konkretnie, choć nie wiem czemu, zbożowa. Potem dołącza kwasek i goryczka. No i moc. Nie wiem czy to będzie jedno z moich ulubionych piw, może potrzebuję jeszcze więcej okazji do lepszego „zapoznania się” ale trudno nie oddać dużego szacunku dla tak bogatych wrażeń zmysłowych.
Cierpliwie trzymałem w loszku jeden egzemplarz z datą 15.11.05
Kolor czarny, z rubinowymi refleksami pod światło. Piana beżowa, z drobnych pęcherzyków opadła, pozostawiając drobną warstewkę na powierzchni i ślad na szkle.
W aromacie wyraźnie czuć palone słody, nuty kawy, gorzkiej czekolady i orzechów oraz śliwki w czekoladzie. Jest też karmel. Smak to znów atak ciemnych/palonych słodów z kwaskiem. Z czasem pojawia się subtelnie gorzka czekolada, kawa i karmel. Goryczka leciutka odczuwalna na podniebieniu i języku co jest zapewne efektem alkoholowej mocy i wysycenia piwa CO2.
Piwo sprawia wrażenie leciutko wodnistego.
Leżakowanie dobrze zrobiło piwu. Balans pomiędzy słodyczą a wytrawnością jest prawie idealny. To daje sporą pijalność.
Kawowa miazga
Pity po raz pierwszy z kija w jednym z multitapów zachwycił cudownym aksamitnym kawowym smakiem. Z obawą więc, choć nie bez nadziei, nabyłem wersję butelkową do weryfikacji. Z obawą gdyż już parę razy wersja z kija danego piwa różniła się sporo od tej beczkowej, na niekorzyść niestety. Nie w tym przypadku. Degustacja butelkowa rozpoczęła od wspaniałej beżowej piany, która po zwinięciu się została z człowiekiem w niedużym pierścieniu. A potem była genialna, wspaniała, cudowna, aksamitna kawa. W zapachu i smaku. Nuty karmelowej nie wyczułem ale kto bym tam z tego powodu narzekał, szczególnie osoba, która za nią nie przepada, taka jak ja. Naprawdę to chyba najlepszy porter jaki w życiu piłem. Powrót do niego jest rzeczą oczywistą, leżak raczej obowiązkowy. Tyle mojego zdania względem tego trunku, polecam każdemu.
„To może być najlepszy porter, jaki piłeś w życiu” – stoi napisane na kontretykiecie. Jak na ekstraklasę przystało kolor idealny: czarny, praktycznie nieprzepuszczający światła. Piana beżowa, z drobnych pęcherzyków z czasem opadła, pozostawiając drobną warstewkę na powierzchni. Zapach intensywny palonych słodów, kawy i orzechów. Z czasem wyczułem też karmel. Jest naprawdę dobrze! Smak wytrawny, palonych słodów i delikatniejszych. W kolejnych łykach pojawia się kawa, goryczka, która „ściąga” ślinianki. Sam płyn sprawia wrażenie pełnego, lekko oleistego. Wrażenie osłabia jedynie spore, jak dla mnie, wysycenie CO2. Alkohol ukryty, ale czuć z czasem jego moc.
Niestety. Do ideału brakuje pełnego bukietu smakowego, odrobiny słodyczy. To naprawdę dobry porter, ale nie jest odpowiednikiem Justyny Kowalczyk w swym gatunku.
Sporo wody w Grabii upłynęło, zanim sięgnąłem po to piwo. Te kilka miesięcy w skrzynce w piwnicy jednak bardziej przydało trunkowi. Wyszedł tak na pół świeżo, na pół dojrzale. W zapachu bowiem czuć było nutę kawowo-czekoladową oraz troszkę śliwkową, będącą domeną wiekowych dostojników z tego gatunku. Daleko mi do napisania, że był szlachetny, aczkolwiek też nie zaliczyłbym bukietu do tych z kategorii „jeszcze musi sobie postać”. Nozdrza zatem ukontentowane, kubki smakowe także. wyczuwalny kawowo-czekoladowy posmak cukierka Kopiko, ale nie tak nachalny jak w przypadku pozycji z Komesu. Subtelna słodycz oraz lekka nuta alkoholowa, która mnie osobiście nie wadziła. Piana mnie nieco zawiodła, bo choć początkowo dostałem jej tak na 3 paluchy, to dość szybko pozostało po niej jedynie mgliste wspomnienie. Daję 9, choć z nie do końca czystym sumieniem.