PINTA Imperium Atakuje
PINTA Imperium Atakuje,
ocen: 12 |
Nazwa: | PINTA Imperium Atakuje |
Browar: | Browar Pinta, Browar na Jurze |
Voltaż: | 7.8% |
Rodzaj: | Imperial India Pale Ale |
Opis producenta: | Skład: słody Weyermann: pale ale, jęczmienny, melanoidynowy, Carared, Carapils: chmiele (USA): Zeus/Columbus. Chinook, Amarillo, Citra, Cascade, Palisade; drożdże Safale US-05. Piwo pasteryzowana. Ekstrakt: 19,1% wag. Alkohol: 7,8% obj. Wartość IBU: 81 Przepełnione chmielem, mocne piwo w stylu Imperial India Pale Ale. Niesłychane, bezkompromisowe! Potężne piwo wypełnione najlepszym słodem i chmielem po sufit. Imperializm PINTY w czystej postaci. Intensywnie chmielone najbardziej goryczkowymi i najbardziej aromatycznymi odmianami amerykańskiego chmielu. |
Zaserwuj recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Wygląd: Barwa głębokiego bursztynu z lekkim miedzianym połyskiem, idealnie klarowne. Piana ecru, dość obfita, drobno pęcherzykowa. Dość szybko zanika jednak do pierścienia przy ściance.
Aromat: Zdecydowany i nieco agresywny. Czuć mocną woń żywicy i cytrusów. W tle nieco słodszych owoców strefy tropikalnej i nut karmelowych. Po ogrzaniu lekka woń słodowa i maślana.
Smak: Początek intensywnie cytrusowy z wyczuwalną żywicą. Dalej czuć słodycz owoców tropikalnych typu mango, marakuja z wyraźnym dodatkiem karmelu. Naprawdę słodko i treściwie. Po ogrzaniu dochodzi delikatny posmak biszkoptów i masła. Na koniec zdecydowana goryczka ze zdecydowaną nutą żywicy i gorzkich cytrusów. Jest mocna i zalegająca, naprawdę przyjemna. Alkoholu nie czuć.
Ogólne wrażenie: Całość przyjemna i naprawdę smaczna. Mocno cytrusowa i świeża w zapachu. Smak zdecydowany i pełny. Przyjemnie balansuje między świeżą cytrusowością, słodkim, karmelowym słodem i potężną goryczką. Jak dla mnie idealny przykład Imperial IPA. Chętnie sięgnę po kolejną butelkę.
P.S. Wracam do tego piwa co jakiś czas i nie mam dość. Od niego zacząłem właśnie „przygodę” z piwem kraftowym.
Siedem odmian chmielu, wypasione słody – to powinna być petarda smaków. Nie jest. W aromacie z butelki jest APA, ale jakaś taka nie super ekstra. Z butelki czuć lekko dojrzałe, czerwone owoce i chmiel, ale tez nie jest to aromat na miarę „imperialnego”. Smak – rozczarował mnie. bo niby sa te owoce, ale gdzie są qwa cytrusy i żywica? Goryczka je „zabrała” – bardzo mocna, ale krótka i to ona zagłusza inne doznania smakowe. Trochę słodkości wyczuć od słodów i tyle. Jest to imperium, ale tylko goryczki. Innych doznań na poziomie „imperialnym” brak.
Brak słów. Jejku jak dobrze.
Kolor ciemnej herbaty/miedzi. Piana beżowa, z drobniutki pęcherzy, obfita, bardzo gęsta i zbita. Opada z czasem tworząc lacing na szkle i dziurawiąc w postaci średnich (wielkością) pęcherzyków.
Aromat słodkawy, tropikalnych owoców (mango, brzoskwinia, marakuja, skórka pomarańczy), sosny i żywicy. Jest bogato i bardzo przyjemnie dla powonienia. Zapach przyciąga i z trudem odrywam nos by wziąć pierwszy łyk.
Smak początkowo dominują słody, leciutko karmelowe oraz palone. Następnie wychodzi pół-wytrawna goryczka. Słodycz wynikająca z bardzo wysokiego ekstraktu skutecznie kontruje spora dawkę chmieli. Te są w nucie grejpfruta i …herbaty (?).
Piwo jest pełne, zbalansowane, niezwykle pijalne, mimo prawie 8 volt! Moc ujawnia się dopiero …w głowie. I to szybko!
Piękny chmielowy smak, wysoka, ale niezalegająca goryczka, a do tego bardzo pijalne. Skoro tak zaatakowało to niech kontratakuje – nie będę się opierał 😉
Piana. Co to była za piana. Chyba, a prawie na pewno pierwszy raz taką spotkałem. Można było ją ciąć nożem. Trwała, obfita, pięknie się prezentowała. Smak bardzo treściwy, chmielowy i goryczkowy. Niestety trochę słodkawy. Piwo mogło być podane bardziej schłodzone. Goryczka na długo gościła w ustach.
Nareszcie
Upłynęło trochę wody w Wiśle zanim trafiłem na tę klasykę od Pinty i muszę szczerze napisać, iż było warto. Piwo zaczęło od naprawdę dużej piany, niemniej z dość grubymi ziarnami. Zapach omdlenia nie spowodował, cytrus był intensywny ale jego charakter nie zachwycił. W smaku za to już była masakra. Zostałem zaatakowany intensywnym bardzo fajnym owocem ze świetnie wyważoną i zbalansowaną goryczą, która wezbrała jeszcze na dystansie. Są takie piwa w których przyczepić się nie ma po prostu do czego i to w smaku do takich należy. Do absolutu wiele nie zabrakło (zapach) ale i tak naprawdę klasa, polecam każdemu.
Power of bitterness
Od czasu degustacji kopyrowych Kawek nie dane mi było napić się czegoś co walnęło by mnie w twarz czymś konkretnym. Aż wreszcie nadszedł dzień, gdy postanowiłem skosztować Imperium Atakuje. Był to w pełni świadomy i celowy wybór, gdyż łaknąwszy jakiegoś piwnego uderzenia wiedziałem że muszę sięgnąć po jakiegoś Imperiala. Już 3 sekundy po otwarciu, poczuwszy intensywną woń cytrusa wiedziałem, że to będzie udany wieczór. Aromat niemal stawia na nogi, jest głęboki i naprawdę godzien Imperiala. Dalej mamy znakomitą, drobną pianę w lekko kremowym kolorze. Nie powaliła mnie swą obfitością, ale fajnie lepiła się do szkła co mnie się bardzo podoba. Smakowo lekko słodowe zostawiające delikatny słodkawy ślad na ustach, a dalej jest czysta grejpfrutowa goryczka. Długa i zostawiająca wyraźny posmak w ustach jeszcze na dłuższą chwilę, gdy łyk już poleci dalej w czeluście przewodu pokarmowego. Odrobinę jak dla mnie za długa, ale nie powiem, że jest zalegająca, bo bym zgrzeszył. Oczy cieszy widok miedzianego, w zasadzie przejrzystego płynu. Wracając do aromatu, lekko zabełtawszy piwem w szkle, trunek wydobywa z siebie jeszcze intensywniejszy zapach. Jak to mówi gimbaza, „bez kitu” można robić nim chmielowe inhalacje. Podsumowując, jest to zdecydowanie lepsze Imperial IPA niż Brackie Grand Champion Czesława Dziełaka, tamto, choć mocniejsze, to zdecydowanie za bardzo subtelne, spłaszczone. Tutaj mam goryczkowe je*nięcie, do tego pod koniec już mocniej skontrowane nutą słodową, co nadało trunkowi uczucia pełni. Tego szukałem. Brawo.
Gdy Imperium Atakuje, moc jest z nami.
Degustację Imperium Atakuje można opisać jako spektakl w 3 aktach.
AKT 1.
Świetna piana, dość ciemna jak na – bądź co bądź – jasne piwo. Sama barwa też zresztą idealnie wpasowuje się w mój gust – ładna, głęboka, ciemnożółta, bursztynowa.
AKT 2.
Genialny zapach chmielu.
AKT 3.
W smaku na 1 planie wyczuwamy świetną gorycz, która po chwili oddaje pola genialnemu chmielowi, by po kolejnej chwili znów zawładnąć naszymi kubkami smakowymi.
Jak to mówią „szpece” – bardzo pijalne. A ja dodam od siebie, że po prostu mega wypas. Jedno z najlepszych piw z jednego z moich ulubionych browarów. Daję 10.
po otwarciu butelki do nozdrzy dobiega bardzo charakterystyczny, lekko cytrusowy zapach. Po przelaniu bursztynowo-rubinowy płyn tworzy gęstą pianę, utrzymująca się do końca w postaci kożuszka również na ściankach kufla. Smak niepowtarzalny, tak charakterystyczny dla PINTY. Tutaj na początku gorzki, następnie przechodzi w słodkawy, by powrócić do koronnej goryczki na koniec. Przenikanie się smaków cytrusowo-gorzkawo-słodkawo-imbirowo-kwaskowatych sprawia, że to najpiękniejsza podróż piwna jaką do tej pory odbyłem. Najlepsze piwo jakie piłem. Rewelacja.
Skoro już odnalazłem mój ulubiony rodzaj najlepszego napitku świata nie omieszkałem wytropić go i wypróbować uwarzony w browarze PINTA. W tym wypadku od razu spodobała mi się nazwa, która przywodzi na myśl jednoznaczne skojarzenia z jedynym słusznym Imperium z głośno oddychającym człowiekiem w czerni na czele. Lejemy :). Barwa od razu daje znać o ingerencji ciemnej strony mocy, jest to bardzo ciemne złoto wpadające w bursztyn. Piana tworzy się wysoka i powoli opada do samego końca pozostawia dość gruby kilkumilimetrowy kożuch. Zapach intensywny i chmielowy, charakterystyczny dla IPA. Jeśli chodzi o smak to zawiedziony nie jestem, jest mega intensywnie gorzki i chmielowy, prawdziwie męski smak (żonę wykręciło po jednym łyku hehe 😀 ). Dodając do tego piękną moc, której wcale nie czuć w trakcie spożywania wychodzi mi znowu dwucyfrówka.