Black Hope – Black IPA
Black Hope - Black IPA,
ocen: 8 |
Nazwa: | Black Hope - Black IPA |
Browar: | AleBrowar, Browar Gościszewo |
Voltaż: | 6.2% |
Rodzaj: | Black India Pale Ale |
Opis producenta: | Ekstrakt: 16%. Alk. 6.2% obj. IBU: 65. Black IPA. Skład: woda; słody – pale ale, wiedeńskie, pszeniczny, Carapils, Caramunich, Carafa, chmiele – Simcoe, Chinook, Citra, Cascade, Palisade, drożdże US-05. Bądź twardy jak Góry Skaliste i cierpliwy jak nurt rzeki Colorado. Nie trać nadziei nawet w największej gorączce. W końcu trafisz na niezwykły skarb – piwo o czarnym charakterze, ale jasne duszy. Pochwałę plonów amerykańskiej ziemi. |
Huknij recenzję
Zaloguj się aby dodać recenzję.
Kolor niemal klasyczny – prawie czarny z rubinowymi refleksami pod światło, zmętnione z powodu braku filtracji. Piana beżowa, gęsta pozostawia ślad na szkle i trzymała się do końca degustacji.
Aromat to mieszanka ciemnych (bardziej kawowych) słodów z chmielami w nucie żywicznej, z tyłu – owocowych, cytrusowych. W smaku z kolei dominuje goryczka chmielowa. Nie ma się co dziwić, skoro producent podaje poziom 65 IBU (3 razy tyle co w koncerniakach). Brakuje natomiast treściwości słodowej, co przy 16% plato jest zaskoczeniem.
Do ideału brakuje, ale to wciąż klasyka Black IPA.
Kolejne piwo z AleBrowaru, na które bardzo długo polowałem. Prawdę mówiąc odkąd zacząłem moją przygodę z takimi piwami (już dobrze ponad pół roku) nie spotkałem go na sklepowej półce, więc jak w końcu udało mi się je dojrzeć to mało co mi nogawką nie poleciało z podniety. Po konsumpcji Brown Foot miało ono dość wysoko podniesioną poprzeczkę, ale byłem w 100% pewny, że ją przeskoczy. Nie przeskoczyło. Powiem nawet, że do niej nie doskoczyło. Już wszystko tłumaczę. W barwie raczej trzyma poziom, jest po prostu czarne i o lekko zagęszczonej konsystencji. Piana wybija słaba, ale do końca pozostaje w postaci cienkiego kożucha oblepiającego ścianki. Pierwsze rozczarowanie przynosi zapach, czuć karmel, kawę i chmiel, ale nie czuć charakterystycznego cytrusowego powonienia IPA’y (no może gdzieś tam daleko w tle delikatnie). W paszczy również dominują raczej typowe smaki dla zwykłego stouta ze zintensyfikowaną goryczą. Po jakimś czasie dochodzą lekko kwaskowe nuty. Hmm… a gdzie tu IPA??? Muszę przyznać, że się rozczarowałem. Piwo generalnie jest dobre i gdybym, tak jak moi poprzednicy, spożywał je jako jedno z pierwszych to notę dałbym wyższą, może nawet na przełomie 9 i 10, bo jest to naprawdę bardzo dobre ciemne piwo. Ale niestety, przez moje gardło trochę już się tego przelało i jestem bardziej wymagający, a w szczególności do piw, które w nazwie mają człon IPA. Następnym razem jak się staną obok siebie na półce Black Hope i Brown Foot, to bez zastanowienia wybiorę to drugie.
Yes, yes, yes…
…i jeszcze raz „yes”. Znakomicie zbalansowane piwo. Po otwarciu wyczuwalne nuty kawowe i wyraźny chmielowy aromat. Po przelaniu do kufla doniuchałem się jeszcze w zapachu czegoś takiego kwaskowatego, zapach ten bardzo mocno kojarzył mi się z pitym niedawno litewskim Senojo Vilniaus, który był typowym piwem pszenicznym. Co dalej; obfita, drobna kremowa piana, która osiadała sobie nieśmiało na ściankach kufla w miarę ubywania piwa i została niemal do końca popijania przechodząc na półmetku w cienką kołderkę aby na koniec stać się obwódką na brzegach. W smaku wyraźnie wyczuwalna ale subtelna goryczka, co drugi łyk wymieniająca się z posmakiem kawy i czegoś palonego. Owa paloność była także wyczuwalna w zapachu tuż po przelaniu piwa, kiedy bezczelnie wsadziłem facjatę do kufla w poszukiwaniu aromatów ;). W barwie kompletnie czarne i nieprzejrzyste, etykieta dosłownie opisuje więc zawartość którą przykrywa. Z czystym sumieniem mogę to piwo polecić chyba każdemu. Bogactwo w zawartości słodów wyczują chyba tylko koneserzy i znawcy a że ja jestem typowym żulikiem, amatorsko i leniwie popijającym różne chmielowe napitki toteż zupełnie pominę te kwestie. Zatem do kufli bracia!!! 🙂
Nadzieja na udane przygody z AleBrowar
Jakkolwiek obrazoburczo to zabrzmi, jest to moja pierwsze tete-a-tete z dziećmi AleBrowaru. Jak dotąd zawsze znalazło się coś innego na tapecie – choć nie ukrywam, piwa tego browaru ciekawiły mnie od dawna. Jako że cenię sobie zwłaszcza piwa ciemne, przygodę z AleBrowarem postanowiłem zacząć od Black Hope. Piwo po otwarciu miało świetny, chmielowy aromat. Po przelaniu do kufla pojawiła się piana – aczkolwiek przyznać trzeba, że ani swą grubością, ani konsystencją, ani długością trwania nie zaszokowała. Nic to, przechodzę do picia. Piję kilka łyków i na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Odwracam się od właśnie oporządzanych Opieniek (w ciągu dnia znalazłem chwilę na wypad do lasu) i podaję kufel do spróbowania żonie z minimaxowym (minimum słów, maximum treści) tekstem: „Spróbuj, dobre!”. Żona wprawdzie chora więc zmysły nieco przytłumione, ale po spróbowaniu oddaje mi kufel z równie minimaxowym stwierdzeniem: „No, dobre”. Żona jest bardziej fanem wina niż piwa więc taka ocena z jej ust to już niebagatelna pochwała. Przechodząc do meritum. Piwo dominuje aromat chmielowy i smak goryczy. Gorycz jest dobrze wyczuwalna od samego progu i pozostaje długo na języku. Ja – kompletny amator – wyczuwam jeszcze nuty kawowe. I w sumie tyle. Barwa b. ładna – ciemnej kawy – jedna z moich ulubionych. Na duży plus również niestandardowa etykieta, z których AleBrowar jest znany. Przypomina mi BrewDoga i równie bardzo podoba mi się. Dodam jeszcze, że – o dziwo – takich piw mógłbym wypić kilka jednego wieczoru. Często bowiem przy podobnej goryczy oraz nachmieleniu jedno piwo i mam dość. Ale nie w tym przypadku. Black Hope mógłbym pić i pić. Podsumowując – daję 9. Bardzo dobrze wróży to kolejnym przygodom z piwami produkcji AleBrowaru.